W sprawie blogerki, która na prośbę wydawcy usunęła ze swego bloga recenzję książki, rozmawiamy z Dorotą Konkel, sekretarz redakcji wydawnictwa Novae Res.
Booknews: Zacznijmy od kwestii ogólnej. Jak najlepiej odpowiadać na krytykę? Pytam zarówno o reakcję skrytykowanego autora, czy też wydawnictwa.
Dorota Konkel: Krytyka, w tym ta najbliższa książkom, czyli literacka jest nieodłączną częścią literatury i najczęściej nie trzeba na nią w ogóle odpowiadać. Jednak krytyka literacka jako działalność intelektualna polegająca na dyskusji, ocenianiu i interpretacji dzieł literackich i ogólnie literatury to jedno, a formułowanie na kanwie własnych spostrzeżeń opinii znacznie wykraczających poza ocenę dzieła literackiego to zupełnie co innego.
W informacji prasowej podała Pani, że Novae Res współpracuje ze 170 blogerami. Czy często dochodzi do nieporozumień?
Sytuacje, w których pojawiają się jakiekolwiek niejasności pomiędzy recenzentem a wydawnictwem liczyć można w promilach. Wychodzimy z założenia, że współpraca pomiędzy wydawcą a blogerem ma przebiegać w przyjaznej i partnerskiej formule, dzięki czemu rocznie ukazuje się blisko 800 recenzji naszych książek.
Przejdźmy zatem do sprawy, która zelektryzowała w ostatnim czasie blogerów. Post Meridiem. Czy był tam jakiś konflikt?
Moim zdaniem konflikt to zbyt mocne słowo. Blogerka wykroczyła poza ramy recenzji, formułując daleko posuniętą krytykę niezwiązaną tylko i wyłącznie z recenzowanym dziełem literackim, budując niezgodne z prawdą wnioski i dlatego została skierowana do niej prośba o usunięcie recenzji wraz ze szczegółowym uzasadnieniem.
I czy rzeczywiście wspomnieli Państwo o możliwych sankcjach karnych wobec blogerki?
Tak, na samym końcu obszernego maila, w którym wyjaśnialiśmy blogerce nasze stanowisko względem jej tekstu, wspomniałam o takiej ewentualności. Chciałabym jednak wyraźnie podkreślić, że jakiekolwiek działania na gruncie prawnym traktujemy jako ostateczność. Wykorzystujemy je tylko i wyłącznie w sytuacji, jeżeli takie działanie pozostaje jedyną dostępną metodą obrony dobrego imienia Wydawnictwa i związanych z nim kilkuset Autorów. Powszechnie wiadomo – i my również zdajemy sobie z tego sprawę – że istnieje niepisane przyzwolenie internautów na totalnie wolną i anonimową krytykę wszystkich i wszystkiego w imię tzw. wolności słowa, natomiast uważamy, że wolność ta powinna mieć swoje granice tam, gdzie zaczyna się wolność i poczucie godności drugiej strony. Przekonał się o tym w nie tak dawnej głośnej aferze bloger Piotr Ogiński, który po wniesieniu przeciwko niemu pozwu ostatecznie zdecydował się przeprosić firmę Sokołów za swoje słowa krytyki pod adresem ich produktu. Gdyby firmy w takich sytuacjach zawsze godziły się na niczym nieograniczone hejtowanie, to byłoby biegunowo przeciwne do wolności słowa.
Wielu blogerów podkreśla, że książka to produkt, który otrzymują do zaopiniowania. Recenzują więc tak treść, jak i formę. Jak się Pani do tego odniesie?
Zgadzam się z tym. Można krytykować fabułę, wytykać potknięcia i błędy, swobodnie oceniać tekst oraz szatę graficzną i eksponować swoje subiektywne zdanie dotyczące książki. Jednak krytykując w sposób autorytarny na przykład projekt typograficzny trzeba mieć do tego odpowiednie kompetencje. Przede wszystkim zaś w mojej ocenie recenzujący powinien ograniczać się do tego, czym jest recenzja, a nie na podstawie swoich spostrzeżeń snuć daleko idące wnioski dotyczące współpracy autora z wydawnictwem czy intencji wydawnictwa względem autora. Do każdego naszego przedsięwzięcia podchodzimy w dobrej wierze, w tym również do współpracy z blogerami, która w moim założeniu nie powinna sprowadzać się do wylewania pomyj na wydawcę, nawet jeżeli w książce pojawią się niezamierzone usterki stylistyczne czy językowe. Wytknięcie błędów przez recenzenta jest bowiem czymś normalnym, ale biorące się z niego nadinterpretacje godzące w dobre imię współpracującego z nim partnera są nieetyczne. Zupełnie zaś na marginesie dodam, że książka, która była przedmiotem recenzji, właśnie przechodzi trzecią korektę.
Pojawiają się także głosy o tym, że jakiekolwiek restrykcje ze strony wydawców, co do treści recenzji, są ograniczaniem wolności słowa. Czy nie ma takiego zagrożenia?
Jeżeli Wydawca boi się opinii na temat książki, to po prostu nie powinien oddawać jej do recenzji. My nigdy nie ingerujemy w treść recenzji i w naszym ogromnym ich zbiorze zdarzają się również te niezwykle niepochlebne. Na tym polega wolność słowa, którą szanujemy i w tym zakresie nie jest ona w żaden sposób zagrożona czy ograniczana. Jednak wolność słowa to nie dowolność słowa, tak samo jak wolność ekspresji to nie dowolność ekspresji. W imię wolności słowa nie można np. kogoś obrażać lub komuś ubliżać, tak samo jak w imię wolności ekspresji nie wolno np. uderzyć drugiego człowieka, pomimo że można mieć na to ochotę. Należy o tym pamiętać.
Dziękuję za czas poświęcony na rozmowę.
Dziękuję i pozdrawiam serdecznie całą książkową blogosferę.
Rozmawiał JJ
Pingback: Mcm Bags
Pingback: scarpe hogan 2014 uomo
Pingback: Gdzie są granice recenzji, czyli jak straszy się blogerów sądami - Lektura Obowiązkowa