Odwiedzając jedną z bibliotek w Waszyngtonie, prezydent Obama upublicznił nowy plan swojej administracji – zamierza przekazywać darmowe książki dzieciom pochodzącym z najbiedniejszych rodzin. Nie chodzi jednak o tradycyjną formę, a ebooki. A konkretnie o ebooki warte dwieście pięćdziesiąt milionów dolarów.
Nie jest to pierwsza inicjatywa prezydenta USA w zakresie czytelnictwa. Oprócz promowania literatury wśród najmłodszych, często wraz z całymi rzeszami fotoreporterów udaje się do księgarni, a potem pokazuje, co zakupił zarówno on sam, jak i jego córki czy pierwsza dama. W zakupach znajdują się chodliwe pozycje zarówno jeśli chodzi o literaturę młodzieżową, jak i polityczną. Zapewne niejednego czytelnika w Polsce zaskakuje taka forma promocji książek – i niejeden zastanawiał się, jak wyglądałoby to na naszym rodzimym podwórku. Można przypuszczać, że czołowi politycy wychodzili z księgarni niosąc Prusa, Reymonta czy Sienkiewicza. I na tym zakończyłaby się promocja literatury…
Tymczasem prezydent Obama idzie dalej. Jego plan zakłada stworzenie aplikacji obsługiwanej przez Publiczną Bibliotekę w New Jersey, która będzie kupować wszystkie najnowsze pozycje, a potem udostępniać je najmłodszym i najmniej zamożnym czytelnikom. „Dzieci nie powinny mieć ograniczonego dostępu do książek tylko dlatego, że ich rodzice mało zarabiają” – mówi Carolyn Reidy, prezes jednego z największych wydawnictw na świecie, Simon & Schuster. I nie jest to pustosłowie – wydawca przekazał wszystkie swoje tytuły za darmo dzieciom od 4 do 14 roku życia. Inne oficyny szybko poszły w ślady Simona & Schustera.
Wszystko to jest niebywale szlachetną i godna pochwały akcją, niemniej podkreśla się, że wymaga ona dwóch dodatkowych rzeczy: połączenia z Internetem oraz czytnika ebooków (czy komputera). Administracja Obamy wprawdzie czytników za darmo nie będzie rozdawać, ale zadba o to, by do 2018 roku wszystkie szkoły i biblioteki miały szerokopasmowy dostęp do sieci.
Źródło: NPR | Fot. Barack Obama via flickr
Najnowsze komentarze