Przechadzając się między regałami w księgarniach, możemy odnieść wrażenie, że powieści stają się grubsze i grubsze. Z czego wynika ta inflacja? I czy jest prawdziwym zjawiskiem, czy odnosimy jedynie takie złudne wrażenie? Odpowiedzi na te pytania postaramy się znaleźć wspólnie z Benem Blattem, który przeanalizował sytuację na rynku od lat osiemdziesiątych aż po dziś.
Przede wszystkim należy odnotować, że wydaje się coraz więcej serii – a im autorzy odnoszą większy sukces, tym większe prawdopodobieństwo, że każda kolejna książka będzie dłuższa od poprzedniej. Od czego to zależy? Być może czują się pewniej, a może mają więcej do powiedzenia – trudno przesądzić. Pewne jest natomiast, że najczęściej kolejne tomy danych serii są potężniejsze od poprzednich (przynajmniej w sensie liczby przemielonych drzew). Zasada sprawdza się zarówno przy tak szlachetnych cyklach jak saga o Harrym Potterze, jak i… w przypadku erotycznej przygody pewnej Any i pewnego Christiana.
Bywają oczywiście wyjątki – tak było w przypadku serii Igrzyska śmierci, które stanowią wyłom o tyle ciekawy, że poddają się zupełnie innym prawidłom. Otóż każda odsłona tej trylogii ma tyle samo rozdziałów oraz podrozdziałów, a dodatkowo niemal tyle samo… słów. Stanowi ona jednak wyjątek potwierdzający regułę. Badania dowodzą bowiem, że wśród bestsellerów New York Timesa w 1999 roku królowały powieści mające ok. 320 stron – zaś już w 2014 roku liczba ta wynosiła 407. W stosunku do początku dwudziestego wieku, objętość książek wręcz się podwoiła – i ma to miejsce nie tylko w przypadku powieści, ale także literatury faktu. Nawet biografie prezydentów, niegdyś będące dość oszczędne w liczbie słów, teraz przekraczają magiczną barierę tysiąca stron.
Co to wszystko oznacza? Według Blatta przede wszystkim to, że ludzie nie czują się już przytłoczeni, widząc obszerną powieść. Przeciwnie, stanowi ona zapowiedź ciekawej przygody. Swoje robi także technologia – po zakończeniu maratonu oglądania Downton Abbey czy Gry o Tron, oczekujemy równie długiej rozrywki z książką w ręku, a tego nie może zapewnić nam historia, która rozgrywa się na trzystu stronach. Ci natomiast, którzy objętości nadal się obawiają, często nie wiedzą nawet, na co się piszą – a to wszystko za sprawą ebooków.
Czy tendencja się utrzyma? Wygląda na to, że tak. Grunt, by autorzy wypełniali pęczniejące książki ciekawymi opowieściami.
Źródło: Maclean’s | Fot. Theen Moy via flickr
Najnowsze komentarze