Upadek gigantów. Zima świata. Krawędź wieczności. Sześć słów, trzy powieści, jeden autor. Gigant powieści historycznych, wieczny mistrz sensacji i autor światowych bestsellerów. Oto nadchodzi On. Ken Follett.
Ten słynny Walijczyk urodził się sześćdziesiąt sześć lat temu, a pisać zaczął w latach siedemdziesiątych. O początkach jego kariery nie mówi się wiele, bo nie była tak spektakularna, jak w przypadku wielu jego kolegów po piórze. Wręcz przeciwnie, Follett zaczynał nad wyraz skromnie, a jego książki nie miały wielkiego powodzenia – przez lata mógł jedynie marzyć o tym, że jego nazwisko stanie się sławne w jego własnym kraju. Pisywał wówczas pod wieloma pseudonimami – jako Simon Myles wydał trzy książki, dwie jako Bernard Ross, dwie jako Zachary Stone i tyle samo jako Martin Martinsen. Jednego nie można było mu odmówić – uporu.
Gdy przyszedł do wydawcy z książką, której akcja rozgrywała się w średniowieczu, włodarz oficyny popukał się w głowę i zapytał, kto chciałby czytać przeszło tysiąc stron o budowie jakiejś katedry? Wszyscy fani Filarów ziemi zapewne wzdrygnęli się na samą myśl. Ostatecznie to monumentalne dzieło ukazało się pod koniec lat osiemdziesiątych, ale wówczas Follett był już poważanym pisarzem. Przełom w jego karierze przyniosła jedenasta z kolei książka – Igła. Thriller szpiegowski stał się międzynarodowym bestsellerem, a Walijczyk mógł odetchnąć – osiągnął sukces.
Mógł, ale niekoniecznie to zrobił. Pisał książkę za książką, tworząc coraz bardziej rozbudowane dzieła. To, które nas dziś najbardziej interesuje, wydawano co dwa lata, od 2010 do 2014 roku. W sumie trylogia Stulecie opiewa na przeszło trzy tysiące stronic, co zapewnia nam rozrywkę na długi czas. I to rozrywkę przez duże „R”!
Nie sztuką jest opowiedzieć historię, która wiąże się z najważniejszymi wydarzeniami w najnowszej historii świata. Są one skrupulatnie opisane, a w większości przypadków żyją jeszcze osoby, które mogą dać świadectwo czasom minionym. Można napisać nawet powieść-monument, która zbierze w całość wszystkie najważniejsze aspekty pierwszej czy drugiej wojny światowej, a potem dodać do tego jeszcze czas powojenny. Nic wielkiego, o ile ma się odpowiedni warsztat. Cała sztuka polega jednak na czymś zgoła innym…
I Follett tę sztukę posiadł. Rozwijał ją od lat siedemdziesiątych i z czystym sumieniem można mu oddać, że potrafi opowiadać o rozlicznych wątkach w taki sposób, by każdym nas zainteresować. I w taki sposób, by wszystkie one miały punkty styczne.
Zaczynając trylogię miałem obawy, czy autor sprosta zadaniu. Miałem za sobą wiele książek jego autorstwa i wydawało mi się, że mam do niego pełne zaufanie. Widząc jednak drzewa genealogiczne na początku Upadku gigantów, przeszło mi przez myśl, że tym razem przesadził. Mając do dyspozycji nawet te ponad tysiąc stron, nie upchnie wszystkich tych fikcyjnych postaci – i nie zdąży nakreślić ich konstrukcji. Nie da rady wpleść wszystkich tych realnych postaci, od Churchilla po Hitlera. Nie uda mu się w końcu sprawić, że nie pogubię się podczas czytania. Tylu bohaterów! Nie do ogarnięcia.
A mimo to tylko raz wracałem do tej rozpiski, by sprawdzić jakąś drugoplanową postać. Walijczyk stanął na wysokości zadania i te trzy książki nie bez powodu zostały bestsellerami na każdym rynku, na który trafiały. Mimo mnogości wątków, powiązań i postaci, czytelnik po prostu się nie gubi. Jednocześnie nie wymaga to od nas wielkiego wysiłku intelektualnego i niezawodnej pamięci – postacie zapamiętujemy niejako samoistnie, zupełnie tego nieświadomi. Warto podkreślić, że taka sztuka nie udała się Stephenowi Kingowi w Pod kopułą, mimo że miał do dyspozycji miasteczko… zamknięte pod tytułową kopułą! Tutaj przenosimy się z Anglii do Niemiec, a potem na fronty pierwszej wojny światowej – i wciąż wszystko jest jasne i klarowne. Wiemy who is who i dlaczego robi to, co robi – bo zdążyliśmy go już całkiem nieźle poznać.
Nie kupujcie tych książek pojedynczo. Nie opłaca się – będziecie potem cierpieć, że trzeba czekać na dostawę drugiego tomu. Bierzcie je hurtem bez zastanowienia. Tylko nie ociągajcie się za bardzo, bo te książki pojawiają się w dodrukach, a zaraz potem znikają. Jeśli macie do wyboru Archera, o którym pisaliśmy niedawno, a Folletta, zawsze bierzcie Folletta. To gigant, który nie upadnie nigdy.
Za egzemplarz recenzencki Zimy świata dziękujemy księgarni Bonito.pl.
Opis pierwszego tomu:
Najnowsze komentarze